Pandemia uświadamia nam wiele problemów, o których przez lata nie chcieliśmy wiedzieć, zwłaszcza o kwestii nierówności na poziomie różnych społeczeństw. Ta, w skali globalnej, jest gigantyczna. Współczuliśmy Włochom, kiedy ich krematoria nie nadążały i trzeba było wywozić trumny do sąsiednich gmin, natomiast w Ekwadorze zwłoki leżały na ulicach i po domach. Skutki pandemii najbardziej odczują te kraje, które są obecnie najbiedniejsze. Jeśli popatrzymy wewnątrz społeczeństw, zauważymy, że obecny kryzys uderza w słabszych ekonomicznie, fizycznie oraz pod względem kompetencyjnym. Obecnie odnotowujemy wiele porywów braterstwa, co jest zjawiskiem typowym, ale one powoli zaczną słabnąć.
Czego dowiadujemy się, żyjąc w okresie pandemii?
Sytuacje kryzysowe ujawniają bardzo wiele potencjałów oraz problemów, których dotąd nie zauważaliśmy. Uważam, że pandemia postawiła na porządku dziennym kilka kwestii, z którymi musimy się zmierzyć i mam nadzieję, że się zmierzymy, ponieważ na razie próbujemy je zagadać. Przede wszystkim przekonaliśmy się o pewnych lukach i deficytach, które decydują o naszej wspólnej przyszłości. Myślę tutaj o służbie zdrowia. Chyba po raz pierwszy zaczęto przedstawiać publicznie dane ilustrujące nasz deficyt kadr. Jesteśmy za, bodajże, Rumunią i Bułgarią na trzecim miejscu od końca w Unii Europejskiej pod względem liczby pielęgniarek i lekarzy na 100 000 mieszkańców. Te dane dają naprawdę do myślenia, a właśnie teraz możemy się przekonać o ich konsekwencjach. Z jednej strony próbuje się nakazowo kierować medyków do domów pomocy społecznej, z drugiej strony pracuje się nad zakazem wieloetatowości. Tego typu działania to jedynie przepychanie istniejącego problemu. Personelu medycznego jest po prostu za mało. To pytanie, na które musimy sobie uczciwie po pandemii odpowiedzieć, ponieważ nie jest prawdą, że na kierunkach medycznych kształcimy zbyt mało studentów, wręcz przeciwnie, tyle że oni się nam wykruszają. Ich wynagrodzenia są bardzo niskie, a są też takie dlatego, że uważa się, że oni i tak będą dorabiać. To sprawia, że są zmuszeni dorabiać, bo mają za niskie pensje. To błędne koło. Musimy zrewidować swoje postawy wobec służby zdrowia. Kolejna sprawa, obecnie z jednej strony zaczęliśmy wielbić personel medyczny i bić mu brawo na balkonach, z drugiej strony już pojawiają się informacje o hejcie. Pracownicy medyczni stają się ofiarami ostracyzmu w swoim miejscu zamieszkania, ponieważ ludzie boją się, że ich zarażą koronawirusem. Aktualna sytuacja to również kolejny przykład, kiedy osobistym bohaterstwem musimy łatać dziury w systemie, w który inwestujemy pieniądze, w systemie, o którym dyskutuje się od niepamiętnych czasów, a każda kolejna ekipa ma go uzdrowić, a żadna nie jest w stanie tego dokonać. System opieki zdrowotnej to punkt krytyczny, co obecnie wszyscy odczuwamy i przeżywamy na własnej skórze.
Medycy to nie jedyna newralgiczna kwestia, o której przypomniał nam koronawirus.
Drugi system, który ujawnił swoją słabość, a przy okazji wiele innych problemów, to oczywiście szkoła i system edukacji. Ogół społeczeństwa żył dotąd w przeświadczeniu o wydolności polskiego szkolnictwa. Dopiero konieczność przejścia na nauczanie zdalne pokazała, jak dramatyczna panuje tam sytuacja. Po pierwsze nowy tryb nauczania ujawnił panujące nierówności społeczne. W wielu rodzinach pojawiły się problemy dostępu uczniów do sprzętu komputerowego, do Internetu, zwłaszcza w przypadku, gdy w domu jest więcej dzieci. Organizowane są różnego rodzaju wspaniałe akcje społeczne typu „Oddaj złomka”, w których ramach próbujemy doposażać uczniów, jednak jest to jedynie łatanie dziur. Kolejna sprawa, przejście na nowoczesne technologie wymaga zmian metodyki i filozofii nauczania. Chyba wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie można przenieść lekcji jeden do jednego do Internetu. Uczniowie nie będą potulnie wysłuchiwać nauczyciela stojącego przy tablicy. To rodzi kolejne pytanie o nowoczesność naszego wykształcenia i naszego nauczania, ponieważ Internet nie jest nowym formatem komunikacji, a w bardzo dużej mierze umożliwia aktywizację uczniów. Następna sprawa, która ujawniła się w kontekście pandemii, to rola rodziców. Obecnie to właśnie oni stali się woźnymi, intendentami, kucharkami, poganiaczami niewolników. Zostali postawieni w sytuacji, w której muszą wspierać swoje dzieci w kształceniu się zdalnym. To z kolei ujawnia wielkie różnice społeczne. Nie każdy rodzic jest w stanie pomóc swojemu dziecku w fizyce czy w matematyce, a wielu z nich nie jest do tego po prostu przygotowanych. Ponadto znaczne grono rodziców dopiero teraz z przerażeniem zaczyna wnikać w podstawy programowe, dowiadywać się, czego ich dzieci się uczą, po co się uczą oraz jak się uczą. Koronawirus jak papierek lakmusowy ujawnił bardzo istotne problemy w dwóch systemach, które są absolutnie kluczowe dla przyszłości.
W kontekście walki z koronawirusem coraz częściej mówi się o działaniach władz samorządowych.
Rola zasobów i samorządów to trzeci wymiar problemów, który ujawniła pandemia. Obecnie słyszy się głosy próbujące obciążyć samorządy za różnego rodzaju sytuacje. Wielu twierdzi, że domy opieki społecznej, szpitale powiatowe leżą w gestii samorządów, a te nie wywiązują się ze swoich zobowiązań. Niewiele ludzi zdaje sobie jednak sprawę, że na przykład obecna subwencja oświatowa pokrywa jedynie około 50 % realnych wydatków na oświatę. W wielu gminach nie wystarcza na pokrycie pensji nauczycieli. W obecnej sytuacji należy zadać sobie pytanie, co się stanie, kiedy środków w budżecie będzie coraz mniej, a konkurencja o nie będzie narastać, jaka, w tej sytuacji, będzie rola samorządów oraz jakimi narzędziami będą one dysponować.
Coraz bardziej zaczynamy sobie zdawać sprawę, że nie można poprzestać na doraźnych rozwiązaniach wdrażanych na okres pandemii.
Obecna sytuacja pokazuje, jak wiele spraw musimy sobie przemyśleć, przede wszystkim to, jak kształcimy i jak leczymy. To są kwestie kluczowe z perspektywy widzenia makrosystemowego. Możemy je zakopać pod dywan i powiedzieć: jakoś sobie poradzimy albo naprawdę zadać sobie pytania o najważniejsze priorytety budżetowe dla Polski. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy środków jest mniej, należy zastanowić się, w co je inwestować.
Obserwując obecną sytuację dostrzega się nie tylko palące problemy wewnątrz polskich granic.
Pandemia uświadamia nam wiele problemów, o których przez lata nie chcieliśmy wiedzieć, zwłaszcza o kwestii nierówności na poziomie różnych społeczeństw. Ta, w skali globalnej, jest gigantyczna. Współczuliśmy Włochom, kiedy ich krematoria nie nadążały i trzeba było wywozić trumny do sąsiednich gmin, natomiast w Ekwadorze zwłoki leżały na ulicach i po domach. Skutki pandemii najbardziej odczują te kraje, które są obecnie najbiedniejsze. Nie wiadomo, jak się sytuacja rozwinie w Afryce, nie wiemy, co się dzieje w Indiach, fawelach i innych dzielnicach nędzy, również tych w krajach europejskich. Jeśli popatrzymy wewnątrz społeczeństw, zauważymy, że obecny kryzys uderza w słabszych ekonomicznie, fizycznie oraz pod względem kompetencyjnym. Może w polskim społeczeństwie będzie to mniej odczuwalne, ale w takich społeczeństwach jak belgijskie, holenderskie, brytyjskie, nie wspominając już o Stanach Zjednoczonych, to jest taki zimny prysznic. Obecnie odnotowujemy wiele porywów braterstwa, co jest zjawiskiem typowym, ale one powoli zaczną słabnąć.
Co pandemia ujawniła o relacjach międzyludzkich?
Wiele mówi się o zjawisku, trawestując tytuł pewnego filmu „Skazani na siebie”, kiedy to rodziny zamknięte na bardzo małej przestrzeni muszą odzyskać zdolność bycia razem w niezwykle trudnych warunkach. W przypadku rodziców, którzy posiadają szóstkę dzieci a zarazem oboje pracują zdalnie, to pogodzenia wszystkich obowiązków staje się dokonaniem na miarę mistrzostwa świata. To nie są łatwe sytuacje, ponieważ w większości nie jesteśmy na nie przygotowani. W okresie pandemii ludzie przechodzą kolejne stadia emocjonalne. Najpierw pojawia się szok. Nie wierzymy w to, co się dzieje. Po nim następuje ekscytacja, wreszcie można poczytać czy zrobić porządki. Potem nadchodzi jednak etap, w którym obecnie się znajdujemy, kiedy to odczuwamy niepokój i lęk o przyszłość. To, co przeżywamy teraz, to niezwykle znaczące doświadczenie, zarówno w skali indywidulanej jak i w skali społecznej.
Wspominała Pani o lęku, czy dotyczy on tylko kwestii ekonomicznych związanych z
zamrożeniem gospodarki?
Nie można myśleć wyłącznie z perspektywy odbudowywania gospodarki. Sytuacja ludzi jest bardzo różna, obecnie koncentrujemy się na tych, którzy pracują zdalnie i są pozamykani w domach, ale przecież wielu ludzi pracuje. Gospodarka nie została zupełnie wygaszona. Zastanawiam się, jak to jest być teraz kierowcą autobusu lub kasjerką w supermarkecie. Z jednej strony ma się świadomość ryzyka, któremu podlegamy, z drugiej strony spadają na nas dodatkowe obowiązki. Kierowca pilnuje, żeby nie wsiadło zbyt dużo osób, a kasjerka czy zostały zachowane odpowiednie odstępy między klientami. Musimy zdać sobie sprawę, że w jak bardzo różnej sytuacji ludzie się znaleźli.
Czy często wypierana świadomość, że jesteśmy śmiertelni, wpłynie na nasze zachowania?
Niektóre społeczności płacą cenę za to, że uwierzyły w swoją odporność i nieśmiertelność. Pojawia się zatem pytanie o nasz styl życia. Często mówi się w tym kontekście o zjawisku kwarantanny potrzeb. Nagle okazuje się, że jeśli w danym miesiącu nie kupię sobie butów na wyprzedaży, to nadal mogę z tym żyć. Czy to nas skłoni do refleksji, która przyniesie jakieś dalekosiężne konsekwencje np. złożymy zbiorowe śluby, że przestaniemy kupować zbędne rzeczy? Z drugiej strony wiadomo jednak, że jeżeli nie dojdzie do odbicia dotychczasowej konsumpcji, to będzie to miało dramatyczny wpływ na produkt krajowy brutto. Zatem nie wiadomo, czy postawą bardziej prospołeczną będzie kupno tych butów czy też nie. Te kwestie wymagają otwartej dyskusji.
Czy po ustąpieniu pandemii staniemy się innymi ludźmi?
Rzeczy nie dzieją się same. To doświadczenie będzie działało tak, jak na to zapracujemy. Moim zdaniem podstawowe pytanie brzmi: co my z tym doświadczeniem zrobimy. Mamy pecha, ponieważ cała sytuacja rozgrywa się w kontekście wyborów prezydenckich. Odnosimy wrażenie, że wiele palących problemów stało się zakładnikami obecnej sytuacji politycznej, czyli świetnie sobie radzimy, wszystko będzie dobrze itd. Brakuje mi poważnej dyskusji i analizy tego, czego się o sobie dowiedzieliśmy, co z tym można zrobić, co zaplanować na przyszłość. Czy nowe trendy jak minimalizm konsumpcyjny czy zwiększona odpowiedzialność mają szansę się utrzymać? To lekcja, którą ponownie przerobimy, lub nie. Czy polska szkoła powróci do business as usual? Prawdopodobnie tak, jeżeli nie zrobimy teraz czegoś, żeby temu zapobiec. Co się stanie, kiedy znikną szpitale jednoimienne? Będzie jak dotąd? To nie jest automatyzm. Kiedy czytam proroctwa, że świat nie będzie taki sam, to mówię: niekoniecznie. Sam z siebie się nie zmieni. Musimy zadać sobie pytanie o mniej lub bardziej uświadomione, własne nawyki, które podtrzymują i będą podtrzymywać ten stary system.
Pojawiają się głosy, że społeczeństwo nie zmieni swojego podejścia, ponieważ uważa obecną sytuację za nienaturalną i niezawinioną, co spowoduje, że będzie chciało do dotychczasowego modelu powrócić.
Bardzo się tego obawiam. Gospodarka globalna będzie dążyła do tego, żebyśmy odbudowali swoje stare nawyki, teraz może nawet bardziej niż kiedyś. Ciekawy jest też problem samej niewinności, bowiem poszukiwania winnego już się rozpoczęły. Pojawiają się teorie spiskowe, w myśl których Chińczycy wywołali pandemię, by podkopać filary światowej gospodarki i wszystko wykupić. To, ponownie, typowy ludzki odruch, kiedy to stawiamy siebie w pozycji ofiary.
Wydaje się, że próbując oswoić lęk, ludzie potrzebują nazywać różnego rodzaju zjawiska, by móc poukładać nową rzeczywistość oraz siebie w niej.
Dokładnie. Ludzie najbardziej boją się przypadku. Istnieje teoria psychologiczna wymyślona przez Zicka Rubina dotycząca wiary w sprawiedliwość świata. Jej istota polega na tym, że czujemy się bardzo zaniepokojeni, kiedy, przez zupełny przypadek, kogoś spotka coś złego albo dobrego. Zawsze będziemy poszukiwać przyczyny danej sytuacji, ponieważ, w przeciwnym razie, musielibyśmy się pogodzić z tym, że nasze życie jest również nieprzewidywalne. Nieważne, jak fajnymi będziemy ludźmi, a cegła i tak nam spadnie na głowę. Jeśli słyszymy, że komuś spadła cegła na głowę, kiedy przechodził pod budynkiem, to od razu myślimy, pewnie szedł do kochanki. Gdyby był wierny, nie przechodziłby pod feralnym balkonem i ta cegła by mu na głowę nie spadła, czyli, tak naprawdę, sam jest sobie winien. W taki sposób odsuwamy od siebie przeczucie, że rzeczy mogą się dziać w sposób zupełnie niezawiniony. Kiedyś mieliśmy od tego religię, Hioba, zawsze mogliśmy sobie powiedzieć, że Pan Bóg nas doświadcza, próbuje nam coś powiedzieć, teraz musimy uznać, że ktoś wyprodukował coś paskudnego w laboratorium, żeby zbudować hegemonię.
Rozmowa z prof. dr hab. Anną Gizą-Poleszczuk z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Tekst rozmowy jest do pobrania tutaj.
prof. dr hab. Anna Giza-Poleszczuk
Profesor nadzwyczajny UW w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
W ramach swoich zainteresowań badawczych zgłębia zagadnienia z zakresu historii i współczesności rodziny, problematyki kapitału społecznego oraz społecznej roli sportu. W latach 1994-2005 pracowała dodatkowo w dziedzinie badań rynkowych, marketingu i komunikacji. Doświadczenie zdobyte podczas prowadzenia praktycznie zorientowanych badań społecznych oraz przyjaznego przekazywania diagnoz naukowych szerszej publiczności stara się wykorzystywać na rzecz zbliżania nauki i praktyki, a zwłaszcza na rzecz zwiększenia wiedzy publicznej na temat kwestii społecznych.
Na Uniwersytecie Warszawskim pracuje od 1981 roku. W latach 2005-2008 pełniła funkcję dyrektora ds. nauki i badań w Instytucie Socjologii, natomiast w latach 2008-2012 – prodziekana Wydziału Filozofii i Socjologii.
Dwukrotnie pełniła funkcję Prorektora UW ds. rozwoju. Podczas pierwszej kadencji angażowała się m.in. w powstanie takich jednostek jak DELab i LaCH, natomiast w kolejnej – była inicjatorką powołania Centrum Współpracy i Dialogu Uniwersytetu Warszawskiego.